zmieniam blogowy dom
idąc za głosem tłumu zmieniam swój blogowy dom
od dzisiaj zapraszam tutaj/
idąc za głosem tłumu zmieniam swój blogowy dom
od dzisiaj zapraszam tutaj/
cholernie doskwiera mi samotonosc w wielkim miescie...uswiadamiam sobie, ze tak naprawde mam wielu znajomych w Kra, ale nikogo na kogo mozna w kazdej sytacji liczyc...kogos kto posiedzi trzymajac za reke, kogos kto kupi lekarstwa gdy jestem chora i nie mam sily isc do apteki, kogos kto podwiezie na lotnisko, wpadnie czasami na jakas kolacje... i niekoniecznie chodzi o milosc...ot tak po prostu albo az przyjazn....
kolejna w jakis sposob bliska mi osoba przeprowadzila sie na drugi koniec Polski.... zaczynam zauwazac, ze chyba ktos na gorze, po malu tak wszystko przestawia, zebym zdecydowala sie w koncu na przeprowadzke do Wro, bez wielkiego placzu i zalu....
juz nawet przegladajac oferty pracy zaznaczam tylko wojewodztwo dolnoslaskie, pomijajac malopolskie....
zawsze mówiłam, że chyba muszę mieć jakieś korzenie hiszpańskie, bo ilekroć tam jestem czuję się jak w domu... uwielbiam tamtejszych ludzi, którzy są naprawdę przyjaźnie nastawieni do świata i bardzo pomocni... uwielbiam tamtejsze morze o kolorze szafiru i ciepłej słonej wodzie.... uwielbiam tamtejsze widoki gdzie spalona ziemia gór wtapia się w błękit morza... uwielbiam język hiszpański, tak melodyjny...
zapraszam na krótką wędrówkę po Costa Blanca wraz z TOTO w tle (wprawdzie nie Hiszpański muzyk, ale myślę, że idealnie wpasowuje się w klimat;)))
byliśmy na Costa Blanca - jak pokazuje strzałka na mapie...tak mniej więcej środkowa część hiszpańskiego wybrzeża, chociaż szerokościowo-geograficznie to nawet bardziej na południe niż Majorka;)
jeden z wielu południowych, kwiecistych balkonów
widok na plażę Alicante i zamek...standardowy widok w Hiszpańskich większych miejscowościach, plaża, góry a pomiędzy nawalone budynki mieszkalne, które nijak się nie komponują z krajobrazem...
a to już mniejsza miejscowość na Costa Blanca... mniejsze domki, ładniejszy bardziej zadbany deptak i prawie pusta (w przeciwieństwie do miastowej plaża)...w końcu to jeszcze przed sezonem ;)
i piękne kolorowe domki w Villajoyosa
w rzeczywistości rejon Murcji wygląda tak... tylko turystyczne miejscowości są zadbane, natomiast jak się jedzie pociągiem z za okna widać przeważnie spaloną słońcem ziemię... praktycznie bez jakiejkolwiek zieleni...
trafiliśmy akurat na wielką tygodniową hiszpańską fiestę związaną z przesileniem letnim (tzw Hoguerasde San Juan)...no i co tu dużo mówić, Hiszpanie to jednak potrafią się bawić... najważniejsze ulice w mieście zamknięte, wzdłuż nich porozstawiane ogrodowe krzesła na krótych już od późno popołudniowych godzin siadają robowite hiszpańskie babcie (rodem jak z filmów Almodovara) i klechają... eh... to jest klimat ;)
i tandetnie przybrane ulice starego miasta...kojarzą mi się z Portugalią, tam było podobnie
nadmorski deptak otoczony palmami i kwtinącymi kwiatami...
i port... nie wiem czemu, ale zawsze lubiałam przesiadywać w portach i oglądać jachty :)
wybrzeże i deptak o zmierzchu....
i uwaga...park miejski :) tak tak, zwykly park miejski a w zasadzie podmiejski , gdzie można za darmo przyjść, pospacerować, posiedzieć na jednej z wielu ławeczek... heh, nasze parki przy tym to się nie umywają....
i wstyd mi za naszych Polaków... wstyd mi za naszych kierowców autobusów, którzy nie znają angielskiego i nie potrafią pomóc przylatującym do Polski turystom...wstyd mi za ich i naszą Polaków bezczelność i poczucie wyższości... wstyd mi za tych którzy myślą tylko o tym jak zrobić w kuku zagranicznych gości...na wszystkim...poczynając od wymiany walut w kantorach, na taksówkarzach kończąc... wystarczy kilka dni pobytu w Hiszpanii, żeby się przekonać jaki Polska to zacofany kraj.... niestety.... :(
plecak spakowany...jutro lecę tam gdzie chyba od zawsze mieszkała część mojej duszy....
czyli czeka mnie kilka dni plażowania, kąpania w ciepłym morzu, rozmów w moim ukochanym języku, picia dobrego wina, przechadzania się wąskimi wypełnionymi kawiarnianymi stolikami uliczkami... jednym słowem vayamos a Espana :)
kolejne rekolekcje...ręce Dominikanina na mojej głowie, potem uklęknięcie razem ze mną i wykonany kciukiem znak krzyża na czole...
nie wiem czy kiedyś ktoś się tak nad Tobą modlił, Ty klęcząc, ktoś pochylony nad Tobą, obejmujący obiema rękoma Twoją głowę, wypowiadający prośby, a na końcu czyniący powoli znak krzyża na Twoim czole...
jeśli nie, to mówiąc telewizyjnym żargonem - polecam, naprawdę warto... nikt nie zadje sobie sprawy jaka moc płynie z takiej modlitwy, dopóki sam tego nie odczuje na własnej skórze... jak dla mnie już ktoryś raz z rzędu wrażenie nie do opisania...i za każdym razem inne...
a na dobranoc Nick Cave, jedna z najpiękniejszych jego piosenek: