a jednak...
...marzenia się spełniają i to w najmniej spodziewanym momencie... już przyzwyczaiłam się do myśli, że szanse na spotkanie się z osobą, którą bardzo chciałam poznać są praktycznie zerowe... po tym jak kilka miesięcy temu będąc w Kra nie odezwała się, stwierdziłam, że przecież nie jestem nikim wyjątkowym, ani znajomą, ani rodziną żeby ta osoba chciała poświęcić mi czas...
az tu nagle pewnego zwyklego dnia siedze w pracy, gdzies w miedzyczasie sprawdzajac prywatnego meila i bach....krotka wiadomosc, ze ta osoba bedzie dzis wieczorem w Krakowie... potem wieczorny telefon i juz po pol godzinie bylam na rynku...usiedlismy w jednej z moich ulubionych spokojnych, schowanych w kamienicy kawiarenek... herbata z miodem, cytryna i gozdzikami...ogladanie zdjec, rozmowa... pytania czym sie zajmuje, co robie w wolnym czasie, o plany na przyszlosc.... jakoze moje zycie nie jest jakos bardzo porywajace, bo praca ksiegowej wcale nie zaciekawia, a wieczorami nie robie nic o czym warto by bylo snuc opowiesci...wiec wypytywalam ja o zajecia, o dom, o podroze, o studia.... po dwoch godzinach rozmowy uswiadomilam sobie, ze ta osoba, bedaca w jakims stopniu moim autorytetem pod wzgledem patrzenia na swiat jest jak najbardziej normalna... spodziewalam sie poznac kogos madrego, powaznego sypiacego zyciowymi poradami jak z rekawa...spodziewalam sie, ze bede sie czula skrepowana rozmowa, bo ani nie jestem oczytana, ani jakos specjalnie blyskotliwa... a tu podczas tych kilku wieczornych godzin mialam wrazenie, ze rozmawiam z dawnym znajomym nie widzianym od lat, ktory jak trzeba to sie wkurzy, jak trzeba posmieje.... taki po prostu zwykly a zarazem niezwykly czlowiek w najlepszym tego slowa znaczeniu....
potem jeszcze wymiana muzyki, wieczorny spacer po rynku i po plantach, opowiesci z czasow studenckich...
... i dzieki takim doswiadczeniom przekonuje sie, ze wielcy ludzie to najczesciej ludzie zwyczajni...
co poza tym? dopadlo mnie jakies przeziebienie i leze w domu z tesknota spogladajac za okno, gdzie podworko zalane sloncem... az sie dusza rwie, zeby uciec z tych czterech scian... no ale niestety, trzeba sie wyleczyc, bo w sobote o ile zdrowie pozwoli.... jedziem na Malysza!!!! :))))
A co do Karkowa-to planuje ze znajomymi się do niego wybrać. W sumie nie byłam tam już od 4lat.
Ooo zazdroszczę wypadu:)
Dodaj komentarz