frustracja
moja frustracja sięga zenitu! Nie dosyć, że dwa tygodnie z rżędu haruję jak wół.... jeśli nie powiedzieć, że jeszcze gorzej niż wół.... kładę się spać o 2 wstaję po 6...pół soboty przesypiam, drugie pół robię pranie, prasuję, sprzątam.... to w niedzielę już po południu zaczynają się telefony i meile od managerów, a czy już skończone? a zróbmy jeszcze to i to...a kiedy będę mógł przejrzeć pracę egrrhhhh....... ja już mam dosyć! nawet w weekend człowiek nie może odpocząć...
i jeszcze najgorsze jest to, że do podpisania obiegówki potrzebuję potwierdzenia od wszystkich managerów, że zostałam rozliczona z projektów, które miałam w ciągu ostatniego pół roku...i tu się dopiero zaczyna jazda...jak powypisywałam meile z prośbą o potwierdzenia to się zaczęło...a gdzie to zrobione? a co to? a napisz jeszcze o tym? a przygotuj.... aż normalnie ciśnienie mi skacze...nie dosyć, że mam jeszcze ciężkie projekty na bieżąco to nocami i weekendy muszę odpowiadać na meile z innych projektów..a pytania wcale nie są takie, że "pyk" i znam odpowiedź... prawie za każdym razem muszę wracać do klienta i pytać, potem coś przygotowywać, opracowywać i dopiero wtedy mogę dać odpowiedź...
już naprawdę nie daję rady! jestem przemęczona, krzyczę na wszystkich o byle co, nie mam dla nikogo czasu.... ehhh...
jeszcze na dodatek wczoraj dwóch dresów chciało mi w pociągu ukraść laptopa... kurcze miałam szczęście, że jechała ze mną kobita, która szybko mnie uświadomiła co jest grane i powiedzmy, że stanęła w mojej obronie... ale strachu się najadłam...nie ma co.... :( aż się zastanawiałam czy nie zainwestować w jakiś gaz i nie nosić zawsze przy sobie...
jeszcze tylko tydzień.... dasz radę niebla...dasz....:(
Biedactwo..
Dasz,dasz!!! to jest pewne.
Tule
Dodaj komentarz