kominek, szisza, mari bione etc
wczorajsza impreza należała do tych, z cyklu których klimaty pociągają mnie najbardziej...
mały domek, położony z dala od cywilizacji, za oknem srogi mróz i śnieg, a w środku przytulny kominek, szisza i w tle Mari Boine
po prostu nic dodać nic ująć...
potrzebuję chwili wytchnienia, relaksu, wyciskają w pracy ze mnie całą witalność... w ostatnim tygodniu pracę kończyłam o 3 rano i o 6 znów zaczynałam... wczoraj już kompletne nie wiedziałam jak się nazywam...
robię się coraz bardziej zestresowana, mam przestawioną psychikę, potrafię wybuchać płaczem bez powodu...
na zewnątrz niebla jest wesołą, optymistyczną dziewczyną, a w środku rozpada się na kawałki... potrzebuję, żeby ktoś mnie przytulił, tak naprawdę....
Dodaj komentarz