zielony Kraków
kocham Kraków właśnie za to, że wystarczy przejść pół godziny od rynku i nagle człowiek znajduje się w całkiem innym świecie...wcale nie podobnym do wielkiego miasta...
dzisiaj zafundowałam sobie ponad dwugodzinny spacer do Tyńca...piękne słońce, chłodny wiaterek i w okół mnóstwo zieleni...
a Tyńcu słońce chyliło się już ku zachodowi...w kościele trwała ostatnia msza wieczorna, nieliczni turyści siedzieli na ławkach benedyktyńskiej kawiarni popijąc kawę...część wychylała się zza średniowiecznych murów próbując ogarnąć oczyma jak najdłuższy odcinek Wisły... było tak jakoś nader spokojnie.... stanełam w cieniu kwitnącej lipy i wdychałam ten cudowny zapach, przyglądając się jedocześnie pomarańczowym od słońca kalsztornym murom konrastującym z zielenią dziedzińcowej trawy... potem jeszcze krótkie zakupy w benedyktyńskim sklepie (podobno piwo mają naprawdę dobre, więc zaopatrzyłam się w kilka butelek) i powrót autobusem do blokowej dżungli...
tam w tle to nie jest Tyniec jak większość przyjezdnych myśli (sama byłam o tym przekonana w początkowych fazach mojego pobytu w Krakowie - dopóki autobus linii 112 nie wywiózł mnie gdzieś indziej;)))...to klasztor Kamedułów na Bielanach, zwany różnież Krakowskim Piorunochronem
a to już Tyniec ;p
i ja Cie Tuuuuuuleee :*
A co do nerwicy... Chyba lepiej zacząć od psychologa. Ale to musisz zrobić prywatnie, bo na NFZ zapisują do psychologa dopiero po skierowaniu przez psychiatrę :/ A psychologa potraktuj jak lekarza, opisz mu co się Tobie ostatnio dzieje [tak jak nam na blogu w ostatniej notce]. On już powinien wiedzieć, co robić dalej. Znaczy na to liczę, bo niestety nie każdy psycholog to prawdziwy specjalista...
Dodaj komentarz