soledad
wczoraj obejrzalam film 2012, niby taka banalna bajeczka, a jednak przez pol nocy nie pozwolila mi zasnac... zastanawialam sie w czyich ramionach chcialabym byc gdyby cos takiego sie przydarzylo... kiedys zawsze mialam kogos kogo kochalam, moze za mlodszych lat byly to glupie, platoniczne milosci, jak chociazby do pana od angielskiego itd...a jednak wtedy nie mialam watpliwosci, ze jesli mialabym umrzec, to wlasnie do niego pobieglabym w pierszej kolejnosci, zeby powiedziec mu co czuje... a wczoraj przez kilka godzin myslalam, do kogo pobieglabym teraz...i... okropne, ale nie znalazlam nikogo... wiadomo, rodzina itd. ale z takich innych osob, ktore chcialabym przytulic w chwili grozy czy smierci? brak.... to straszne.... przeraza mnie to.... :/
jakies postanowienie na Nowy Rok? tak... jakis rok temu trafilam przypadkowo na bloga pewnego mnicha i przeniknal mnie do glebi jego sposob myslenia, patrzenia na swiat, dostrzegania roznych rzeczy, ufania Bogu... chce popracowac w tym roku, aby choc po czesci nabyc takie same cechy...
a tymczasem ide spac, bo jutro czas wrocic do szarej rzeczywistosci po dlugiej przerwie...ehhh :(