jak to juz zawsze niebla "ma w zwyczaju" zauracza się w nieodpowiednich dla siebie mężczyznach... i znów o nim myśli cały czas.... najbardziej uwielbia jeździć z nim samochodem... z "szatańską" muzyką, pędząc z zawrotną prędkością jego służbową furą wcale nie się no boi... wręcz przeciwnie chciałaby, żeby ta jazda nigdy się nie kończyła.... eh...
no coż znów serce źle wybrało.... czas się za wczasu "oduroczyć"...
czyli ładnie mówiąc dupa... przejechałam się na rozmowie z lektorem z UK i takim oto sposobem zakończyłam swój proces rekrutacji do firmy H. z wynikiem negatywnym...
oznacza to tylko tyle, że trzeba będzie jeszcze przez jakiś czas dalej tkwić w tej mojej "cudownej" korporacji... bo jak wspomniała Paulita, lepiej nie rzucać pracy w ciemno... jeszcze mnie na takie coś nie stać...
a tak swoją drogą, kiedy odrzucają moje kolejne aplikacje i dzownią, że jednak nie spełniam ich oczekiwań, ze coś zawaliłam itp coraz bardziej się dołuję i dochodzę do przekonania, że wcale nie jestem jakaś dobra, wybitna itp... wręcz, że jestem głupia, że coś jest nie tak skoro nigdzie mnie nie chcą...
i nikt mi już nie powie, że harówa w wielkiej międzynarodowej korporacji, o której marzą setki młodych ludzi otwiera później lepsze drzwi do kariery...powiem tylko tyle...g... prawda :/
jedyny plus z tej mojej pracy w chwili obecnej jest taki, że w przyszłym tygodniu wyjeżdżam do klienta do pracy i będę mogła spać przez cały tydzień w hotelu SPA... już nie mogę się doczekać, sauna, basen, jaccuzzziii.....ahhh ;]
słońce, temperatura na plusie, niebieskie niebo, widok na Tatry, wyratrakowany snieg pod nogami i czarna kilometrowa trasa FIS... dziś pędząc na pohybel w dół na nartach poczułam, co to wolność...
rewelacyjne, cudownie spędzone dwa dni w gróach na nartach utwierdziły mnie w przekonaniu, że trzeba rzucić w cholerę tą beznadziejną pracę, znaleźć coś niestresujacego i zacząć żyć...
mam nadzieję, że do końca lutego zdążą mnie zarekrutować gdzie indziej, nie chcę już ani dnia dłużej tu pracować...
kocham góry, mogłabym godzinami siedzieć i wpatrywać się w przepiękne widoki, oddychać pełnymi płucami, łapać promienie słońca.... eh... jaka szkoda, że urodziłam się w mieście industrialnym, z dala od gór i morza... tam gdzie poza lasem nie ma nic....jaka szkoda, że nie mam domku w górach.... jaka szkoda, że nie mam pieniędzy, żeby sobie taki domek wybudować...
eh, no coż... jest jeszcze jedno wyjście, wyjść za mąż za jakiegoś górala, który taki domek ma :]
simple ;]
a na dobranoc motyw przewodni z Madagaskaru... co jak co, ale akurat ten kawałek muzyki jakoś zawsze optymistycznie nastawiał mnie do życia... zwłaszcza w takie dni, kiedy po pięknych narciarskich wojażach wraca się do szarego i zaludnionego Krakowa...