taka zwykła szczęśliwa normalność.......
nie mam wielu pieniędzy, nie mam faceta, nie zrobiłam kariery w świecie biznesu... jestem zwykłym szarym biurowym pracownikiem, który musi się liczyć z większymi wydatkami.... a jednak cieszę się z tej mojej zwyczajnej normalności... bo mam coś czego często najbogatsi nie mają...mam czas i mam zdrowie.... dwie rzeczy, których nie da się kupić za żadne pieniądze.... nie mówię, że czuję się fantastycznie, bo ostatnio często choruję, ale nie są to jakieś bardzo poważne choroby....
kilka dni temu dowiaduję się, że jedna z najbliższych znajomych choruje na stwardnienie rozsiane...szok... normalna, uśmiechnięta, nigdy nie mająca problemów ze zdrowiem dziewczyna... choć na zewnątrz tego nie pazkuje widzę, że jej świat się zawala... w takich chwilach zastanawiam się ile nasze życie jest warte...chyba tylko tyle ile możemy z siebie innym dać....
nienawidzę bezradności, tak bardzo.... tak bardzo chciałbym jej jakoś pomóc, ale pozostaje mi tylko modlitwa i ufność, że Bóg da jej siłę w zmaganiu się z chorobą...
przez ostatnie noce śni mi się K.... tak bardzo brakuje mi jego opiekuńczości, zainteresowania, przytulenia, a czasami i dogryzania sobie... chociaż widywaliśmy się rzadko, wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć.... i nie chodziło tu o żaden związek damsko-męski... taka prawdziwa przyjaźń.... miałam wrażenie, żę często rozumiemy się bez słów... a rzadko zdarza mi się spotykać takich ludzi....
ieh...czemu nie mogę znależć takiego faceta dla siebie? :(
i jeszcze M.W. Smith...Ześlij deszcz...jedna z piosenek przy których ręce same wyciągają się z ufnością w kierunku Boga...